Wybraliśmy się na Rysiankę jest to szczyt w Grupie Lipowskiego Wierchu i Romanki w Beskidzie Żywieckim. Ma 1322 m npm. Rysianka jest zwornikiem dla trzech grzbietów. Grzbietem południowo-wschodnim, poprzez nienazwaną przełęcz łączy się z Trzema Kopcami w Grupie Pilska, w północnym kierunku poprzez przełęcz Pawlusia odbiega od niej grzbiet Romanki, a w południowo-zachodnim biegnie grzbiet do Redykalnego Wierchu. Tym samym Rysianka wznosi się nad trzema dolinami.
To szczyt prawie całkowicie zalesiony, na którym znajdują się dwie polany, na jednej z nich, na północno-wschodnim stoku usytułowane jest schronisko PTTK. Polana nazywana jest halą Rysianka.
W związku z tym, że poruszaliśmy się w Beskidach, gdzie w większości terenu obowiązuje zakaz biwakowania, nasz obóz rozbiliśmy w pobliżu schroniska na Rysiance.
Nasze testy sprzętu
Testowaliśmy przede wszystkim sprzęt potrzebny do biwakowania. Na początek oczywiście ważny był namiot (https://8a.pl/namiot-ekspedycyjny-hannah-hawk-2-snow-mandarin-red). Mały, wyprawowy, świetnie sprawdził się już podczas pakowania, ponieważ nie zajmuje dużo miejsca. Dzięki kołnierzom nie musimy nosić ze sobą śledzi, ponieważ możemy go przytrzymać śniegiem czy skałami. To bardzo istotne, gdy wybieramy się z ciężkim ekwipunkiem i każdy gram ma dla nas znaczenie. W namiocie nie ma dużo miejsca, ale zimą to dobrze, możemy się wygodnie i ciepło przespać w maksymalnie dwie osoby.
Mata termiczna ThermARest świetnie sprawdziła się w izolacji ciepła od podłoża. Oczywiście, przed postawieniem namioty rozłożyliśmy folię NRC, również położona została na sam jego spód, ale wciąż karimata nie daje nam takiej izolacji od zimnej ziemi, jak właśnie mata. Jej niewielkie rozmiary, gdy nie jest napompowana, pozwalają łatwo spakować ją do plecaka. Minusem jest pompka, która co prawda nie jest bardzo ciężka, ale gdy każdy gram się liczy, ma znaczenie. Musimy ją jednak mieć ze sobą, bo nie ma innego sposobu na napompowanie maty. My zdecydowaliśmy się, że będziemy mieć je takie same, dzięki czemu jedna pompka w zupełności może wystarczyć podczas wyprawy i nie każdy musi ją brać ze sobą.
Ostatnim, ważnym, testowanym elementem był śpiwór (https://www.tuttu.pl/firm-pol-1308137448-Cumulus.html j.w. musi podać nazwę śpiwora), który w zimowych warunkach sprawdził się doskonale. Z naturalnego puchu, co prawda zajmował trochę więcej miejsca, ale jego waga jest akceptowalna, a utrzymanie ciepła, na bardzo wysokim poziomie. Szczególnie można go polecić zmarzluchom, których organizm szybko się wychładza.
Droga na szczyt
Ruszyliśmy w drogę ze Złatnej Huty, szlakiem czarnym, czyli najkrótszą drogą wytyczoną do schroniska na Hali Rysianka. Sam trekking nie jest tam specjalnie wymagający, choć szlak biegnie raczej ostro do góry. Co ciekawe, charakterystyka szlaku pozwala tutaj na test wydolności podejścia, co też zrobiliśmy.
Andrzej od początku wyrwał do przodu, w związku z tym, że chodzi najszybciej z nas wszystkich. Pozostało nam go gonić, ale m.in. dzięki temu, czas podejścia był całkiem satysfakcjonujący. Warto tutaj podkreślić, że podejście robiliśmy na ciężko, czyli z ciężkimi plecakami, ponieważ nieśliśmy ze sobą cały sprzęt do biwakowania, mimo że rozbijaliśmy się w okolicy schroniska.
Biwak na Rysiance czas zacząć
Po wcześniejszym ustaleniu z recepcją schroniska miejsc do biwakowania, rozbiliśmy obóz. Dzięki temu, że pogoda okazała się nadzwyczaj łaskawa, jak na zimowe warunki, nie wiało i nie padało rozbicie namiotu poszło z tzw. bomby. Jak na złość, bo przecież złe warunki tylko bardziej sprawdziłyby nasze umiejętności.
Pozostawiliśmy rozbity i zabezpieczony obóz, po czym udaliśmy się na dalszy trekking, tym razem już na lekko, na Romankę (1366 m npm). Dotarliśmy na miejsce w iście sprinterskim czasie, po drodze testując masz w rakietach (Grzegorz musi podać nazwę rakiet i link). Na szczycie wypiliśmy herbatę i wróciliśmy na Halę Rysianka. Okazało się, że mamy jeszcze dużo czasu do nocy, dlatego zasiedliśmy w schronisku i rozpoczęliśmy konsumpcję płynów z dodatkiem C2H5OH – w ilości dużej. Co bardzo ważne, daliśmy temu radę, a to oznacza, że jesteśmy gotowi na wyjazd do Rosji 🙂
Noc była ciepła i spokojna, nad ranem odrobinę sypało i lekko zawiało, ale namiot nawet nie drgnął. Wyspaliśmy się i w dobrych nastrojach po przebudzeniu zabraliśmy się do zwijania obozu. Andrzej spakował się pierwszy, ponieważ musiał zejść wcześniej. Dzięki temu mi przypadł test zwijania obozu solo. To też było nowym doświadczeniem, ale przy zerowym wietrze i dobrej pogodzie okazało się, że nie było wyzwaniem – poradziłem sobie z tematem w nie więcej niż 10 minut. Reszta ekipy idymy_pl zwinęła się równie sprawnie. Następnie wypiliśmy herbatę, zjedliśmy śniadanie w schronie i powoli udaliśmy się do Złatnej Huty.
Mała wpadka jeszcze przed wyjazdem
Mimo niemałego już doświadczenia i tak udało mi się czegoś zapomnieć. I to nie jakiejś drobnej rzeczy! Nie zabrałem z domu „domu” czyli namiotu Grzesia. I ten bidny chopina musiał spać w schronie. Grzegorz, przepraszam Cię, zachowałem się jak gówniarz, to się więcej nie powtórzy! 🙂 Widać zamiast w góry powinieniem jechać nad jezioro… 🙂
Sama wyprawa i testy przebiegły bez większych trudności, pomijając brak namiotu Grześka. Jednak i to nie pójdzie na marne. Wniosek bowiem, jaki z tego wyciągnąłem to, że zawsze, niezależnie od długości i trudności wyprawy trzeba mieć checklistę. Wtedy na pewno niczego się nie zapomni.
Kilo 20 października 2023 at 14:43
Temat pokazany z zupełnie niespodziewanej perspektywy. Warto zobaczyć